Strony

czwartek, 30 stycznia 2014

Konkurs!

Uwaga ogłaszamy konkurs na motto watahy!

Prosimy o przysyłanie najlepszych waszym zdaniem mott pasujących do naszej watahy.
Pod koniec lutego odbędzie się głosowanie na najlepsze motto.

Od Macka do Sagiri

-Tak jest - powiedziałem salutując
Sagiri odpowiedziała uśmiechem. I w tedy zjawiła się Flare. Zaczęła ciągnąć mnie za ogon. Gdy puściła położyłem się na skale obok Sagiri z nadzieją na spokój. Flare zaczęła po mnie skakać, a Sagiri zaśmiała się. Jak zjawiła się reszta maluchów myślałem że dołączą do siostry, ale oni się koło nas położyli. Gdy Flare mnie znowu pociągnęła za ogon ale tym razem tak że spadłem ze skały Sagiri pokręciła oczami i zdenerwowana podeszła do gryzącej mój ogon Flare
-...

<Sagiri?>

Od Sagiri do Macka

Spojrzałam na Macka z troską.
- Na bogów! Co ci się stało? - spytałam, wprowadzając go głębiej w jaskinię.
- Nauka latania u Shina. - odparł Mack - Ale to była moja wina, że oberwałem.
Nie odpowiedziałam, tylko zabrałam się do opatrywania rany. Gdy skończyłam, spojrzałam poważnie na męża.
- Następnym razem pamiętaj, że gdy spadasz w korkociągu, tuż przy czubkach drzew musisz lekko zwolnić. - nakazałam - A najpóźniej dwadzieścia metrów nad ziemią, wyrównać lot. Zrozumiano?
-...

<Mack?>

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Od Macka do Shina

Zaczęła mi lecieć krew. Otrząsnąłem się, zamoczyłem głowę w jeziorze i przeciągnąłem się jakby nic się nie stało
-Na dzisiaj starczy nauczycielu-powiedziałem z uśmiechem
Nie czekając na odpowiedź ruszyłem w stronę mojej jaskini. Sagiri już na mnie czekała. Gdy wszedłem popatrzyła się na mnie z troską.

<Sagiri? >

sobota, 25 stycznia 2014

Od Macka do Gabro

Sagiri poszła położyć maluchy. Ruszyliśmy, ale nie zdążyliśmy przejść pół metra bo Huo, Bing i Shan "spadli z nieba" przed nasze nosy. W tej chwili przybiegły maluchy by przywitać się z bogami. Za nimi wybiegła niezadowolona Sagiri
-Więc to jednak się sprawdziło - mruknęła
-Ale co się sprawdziło?-zapytałem
-Pocieszałam małą że Huo do niej przyjdzie
Rozmowę nam przerwał Bing
-Widzę że wataha się rozrasta
Nikt mu nie odpowiedział
-Jak ma na imię nowy członek watahy?
-Jestem Gabro-powiedział basior
Wtedy Bing się odwrócił i poszedł do maluchów. Ja i Gabro poszliśmy dalej
-Kim są te wilki?-zapytał
-To są nasi bogowie którzy strzegą naszej watahy, Bing-Bóg Lodu, Huo - Bóg Ognia i Shan-Bóg Piorunów
-...

<Gabro?>

Od Sagiri do Gabro

Brykająca dookoła Gabro Flare prychnęła niezadowolona i wróciła ponuro do rodzeństwa.
- Nie martw się - mruknęłam w jej kierunku - Huo ma zamiar dzisiaj wpaść - pocieszyłam małą, po czym odwróciłam się do nowoprzybyłego basiora - Witam cię w naszej watasze oraz przekazuję pozdrowienia od naszego patrona. - powiedziałam z uśmiechem - Mam nadzieję, że spodoba ci się życie w naszym towarzystwie. - skinęłam na Macka, przekazując mu pałeczkę i zgarnęłam szczenięta - A teraz wybacz, muszę ułożyć do drzemki moje małe urwipołcie. - z tymi słowami, ruszyłam do jaskini.

<Mack? lub Gabro?

Od Gabro do Macka/Sagiri

Kiedy Mack przedstawiał mu swoją rodzine, Gabro patrzyj kolejno na każdego wilka, starając się połaczyć w pamięci zapach, wygląd i imię. Na szczęście pamięć miał dobrą.Skłonił się jeszcze lekko wilczycy, po czym zauważył że skrzydlate szczenię biega wokół niego dopraszając się zabawy. Gabro spojrzał na Macka krótko, po czym pochylił swój łeb nisko do Flare:
-Obawiam się że mógłbym Ci niechcący zrobić krzywdę. Może jak będziesz trochę starsza.Powiedział konspiracyjnym szeptem, mając nadzieję że szczeniak nie wystraszy się jego zachrypniętego głosu.

<Mack/Sagiri>

Wataha Błękitnego Płomienia

Kochane wilczki!
Właśnie został zawarty sojusz między naszą watahą, a Watahą Błękitnego Płomienia!

piątek, 24 stycznia 2014

Od Watiri- Mack

- Nie przepraszaj, to moja wina. Nie powinnam tak blisko podchodzi, przepraszam i dziękuje ,że mnie uratowałeś.
- Nie ma sprawy.
Mack uśmiechnął się przyjacielsko. Odwzajemniłam uśmiech.
- Ja będę się już zbierać.
Zmęczona po przeżyciu, zaczęłam podążać do jaskini.

Od Shina do Macka

-Jak wstrzymywać lot nurkowy? Hę? Nic prostszego!
Mack popatrzył na mnie z niedowierzaniem
-Musisz zrobić po kolei: - zacząłem wymieniać
1. zanurkować w dół
2. kontrolować prędkość, nie za szybko, nie za wolno
3. jakieś sto metrów nad ziemią już szykować się do  - jak ja to nazywam - wyrównania lotu do poziomy
4. na takiej wysokości jak ci wygodnie wyrównać lot do poziomu, musisz to wyczuć, bo inaczej walniesz głową o ziemię
-No to jedziemy! - zawołał entuzjastycznie Mack
Zanurkowaliśmy w dół. Lecieliś... Spadaliśmy, spadaliśmy, aż w końcu krzyknąłem:
-100 metrów! - na całe gardło, żeby Mack dobrze słyszał
Teraz przyśpieszył. To było za szybko! Nie wyhamuje przy ziemi!
-ZWOLNIJ! - krzyknąłem
-Co? - Mack jak widać nie słyszał
Odwrócił tylko w moja stronę głową i... walnął prosto w ziemię. Coś mu się w głowę stało, krew się trochę polała, ale to nie było zbyt poważne.
-A mówiłem ci zwolnij? - wymądrzałem się
Mack tylko patrzył na mnie z mina zbitego psa i nic nie mówił.
-To teraz może... lot na szybkość? - zawołałem radośnie - Chyba, że wymiękasz.... - przeciagałem

<Mack?>

Od Macka do Shina

Zrobiłem jak kazał Shin poleciałem z wiatrem. Odwróciłem głowę w jego stronę i ni stąd ni z owąd walnąłem w drzewo. Shin wybuchł śmiechem, a potem do mnie przyleciał
-Mówiłem patrz przed siebie!
-Zapamiętam panie nauczycielu
-No to co chcesz wiedzieć?
-Może jak wytrzymywać długi lot nurkowy?
-...

<Shin?>

Od Macka do Gabro

Kiedy odsunąłem Flare żeby nie przeszkadzała zagwizdałem. Po chwili zjawiła się pozostała dwójka szczeniaków.
-To jest Sagiri samica Alfa-powiedziałem wskazują na nią głową- a to są nasze dzieci Lucy, Luke i Flare.
Flare zaczęła biegać wokół Gabro
-Pobawisz się ze mną?- zapytała z radością
-...

<Gabro?>

czwartek, 23 stycznia 2014

Od Shina do Macka

-Mogę wziąć u ciebie lekcje latania? - powiedział zdyszany Mack
-Przerwałeś mi polowanie - zawarczałem - ale ci pomogę, w końcu ty pomogłeś mi. Mam swój honor - zgarbiłem się chowając głową między łapami
Mack wyszczerzył się.
-Co chcesz wiedzieć?
-Yyyy... Może najpierw bezpieczny lot?
-Niech ci będzie. Rób to co ja i słuchaj się poleceń
Mack przytaknął głową. Rozłożyłem swoje skrzydła (moja peleryna to złożone skrzydła) i powoli wzniosłem się w powietrze. Mack zrobił to samo, ale bez skrzydeł i zdecydowanie niepewnie. Kiedy wisiał w powietrzu już stabilnie parę razu machnąłem skrzydłami i wzleciałem na odpowiednia wysokość.
-Patrz zawsze przed siebie i nie wykonuj zbędnych ruchów
Mack obrócił łeb do góry i zaczął się wznosić.
-Wiatr wieje z północy na zachód, wyczuj kierunek
Chwilę zastygł w bezruchu, ale w końcu obrał właściwy kierunek. Leciał chwiejnie, ale na szczęście prosto.
-Dobra, podstawę znasz. Jak nie masz siły to leć z wiatrem. Co teraz?
-...

<Mack?>

Od Gabro do Macka/Sagiri

Gabro czekał na odpowiedź wilka. Mack, bo tak nazywał się przywódca tutejszej watahy, przyjął go bez większego zastanowienia i wydawał się niezwykle przyjaznym wilkiem. Gabro słuchał tego co ma do powiedzenia, i uprzejmie odpowiadał od czasu do czasu, mając nadzieję, że jego zwyczaj zachowywania swoich myśli dla siebie nie będzie źle odebrany. Gabro szedł pół krtoku za Mackiem i korzystając z chwili przyglądał się swojemu nowemu Alfie. Basior miał nietypowe umaszczenie, jasno wskazujące na to, że z pewnością włada jakąś magią. Szczególnie zwracała uwagę biała plama wyglądająca jak czaszka, znajdująca się na plecach samca. Kiedy Gabro zastanwiał się nad tym chwilę, zauważył że dotarli właśnie do jaskini, w której Mack mieszkał z wilczycą, która najwyraźniej była jego partnerką. Gabro już właśnie miał się jej skłonić okazując należny szacunek, gdy nagle coś futrzastego w niego wpadło. Basior spojrzał z góry na maleństwo i zauważył szczenię, nie starsze niż miesiąc, obdarzone skrzydłami. Pomarańczowo-czerwone oczy Gabro zajaśniały nieco rozbawieniem, ale się nie odezwał. Później spojrzał na wilczycę, skłonił się jej lekko, czekając aż Mack przedstawi mu obecnych.

<Mack, Sagiri??>

Od Macka do Gabro

-Przyjmuje cię do watahy, a teraz choć poznasz resztę-powiedziałem podnosząc mu głowę.
Po drodze trochę gadaliśmy. Stwierdziłem, że będzie dobrze się sprawował. Gdy chciałem go przedstawić Sagiri, Flare na niego wpadła jakby nigdy wilka nie widziała.

<Gabro?>

Od Macka - zadanie

Sagiri przypomniała mi o zadaniu. Od razu wybiegłem z jaskini szukać Shina. Znalazłem go na polanie gdy polował. Nie dałem mu skoczyć i wypłoszyłem mu jedzenie
-Mogę wziąć u ciebie lekcje latania?

<Shin?>

Shin - awans

Z radością informujemy, że otrzymując 80% poparcie w watasze, Shin zostaje awansowany na stanowisko Bety!
Gratulujemy!

środa, 22 stycznia 2014

Przypominamy...

Przypominamy o miesięcznych zadaniach dla każdego wilka:

Sagiri - pójść z maluchami na wyprawę
Mack - wziąć lekcje latania u Shina
Shin - być miłym przez cały dzień dla kogoś
Szmaragd - wygrać pojedynek
Watiri - podejść bardzo blisko do Saphiry
Amy - znaleść diament na dnie jeziora życia
Xin - wykonać jakiegoś questa
Liv - nawiązać kontakt z In'eiem
Gabro - wygrać pojedynek z alfą

Jak na razie, swoje zadania wykonali: Sagiri, Shin i Watiri

Za niewykonanie zadania kara porządkowa (odjęcie z funduszy) 1000z i 1r

Xin

Zgodnie z zasadami, panującymi w naszej watasze, jesteśmy zmuszeni upomnieć Xin, za nienapisanie wymaganego jednego opowiadania na tydzień.

Ostrzegamy, że spotka to każdego wilka, którego opowiadanie nie pojawi się minimalnie raz na tydzień.
Przypominamy również, że 3 upomnienia = wyrzucenie z watahy (śmierć)
Powrócić do watahy można tylko za zgodą obojga Adminów, udowodniwszy im, że miało się na prawdę ważny powód nienapisania opowiadania.

Dziękujemy i życzymy miłej zabawy oraz nie spotkania się z upomnieniami.

Mack - Bezkresna Pustynia

Dnia 22.01.2014 Mack wykonał questa: Bezkresna Pustynia.
W nagrodę otrzymuje nieznany Rzadki Przedmiot, którym jest...
Rubinowy dysk


Gratulujemy i zachęcamy do brania udziału w questach!

Od Sagiri do Shina



Czekałam aż Mack wróci, zachowując pozorny spokój. W końcu zobaczyłam, jak z głupio uśmiechniętym Shinem u boku wyłania się spomiędzy drzew.
Zaczekałam aż podejdą bliżej.
- Cóż takiego pilnego i niezwykle ważnego sprawiło, że nie wróciłeś od razu po polowaniu? - zapytałam chłodno swojego partnera. Ku mojemu zadowoleniu włosy na jego karku zjeżyły się.
- Podkuszony niezwykle miłym - ukrył uśmiech - zachowaniem Shina, postanowiłem zobaczyć na ile będzie go dzisiaj stać. - odparł, a ja westchnęłam.
- Mniejsza z tym. - stwierdziłam - Idź w końcu do jaskini i wykop z niej Huo. - nakazałam - Wścieklizny od niego dostanę, jak zaraz się nie wyniesie.
- Jasne. - Mack zniknął w jaskini, a ja uśmiechnęłam się szeroko do Shina.
- I jak, było miło? - prychnął w odpowiedzi, a ja przez chwilę zastanawiałam się jak wyrazić swoje zdanie na temat aż nazbyt częstych wypraw Macka i Shina.
- To ja się już będę zbierać. - stwierdził basior i odwrócił się w stronę lasu - Dobranoc.
- Dobranoc. - mruknęłam w odpowiedzi i ruszyłam do jaskini. Gdy weszłam, zastałam Macka, próbującego grzecznie namówić Huo do opuszczenia naszego przybytku. Zirytowana, ruszyłam mu z pomocą.

Od Sagiri - zadanie



- Mamo! Mamo! Mamo! - Flare skakała dookoła mnie, piszcząc wesoło.
- O co chodzi? - spytałam, nie odrywając wzroku od lodowej figurki, nad którą właśnie pracowałam
- Mamo! Mamo! Mamo! - mała nie przestawała piszczeć.
- No pytam, o co chodzi? - powtórzyłam, ale Flare ciągle mnie wołała. Odwróciłam się zirytowana i zakryłam pyszczek małej łapą - O co chodzi, urwisie? - spytałam, gdy zamilkła, po czym ją uwolniłam, żeby mogła odpowiedzieć.
- Nudzi mi się. - orzekła Flare, a ja zamrugałam, zaskoczona - A Loke i Lusi nie chcą się ze mną bawić!
Podrapałam się za uchem, myśląc, co mogę zrobić w tej sytuacji i w końcu wpadłam na pomysł. Wrzuciłam sobie Flare na grzbiet i ruszyłam w stronę reszty maluchów.
- Loke, Lucy - zaczęłam - i ty, Flare - podniosłam(a właściwie spróbowałam to zrobić - od razu mówię: nie udało mi się) wzrok na urwipołcia, gryzącego właśnie moje prawe ucho - Zabieram was na wyprawę. - oznajmiłam, a maluchy wydały ucieszone piski.
Chwilę później szłam przez las, a za mną w równiutkim rządeczku, truchtały dzieci.
- A dokąd idziemy? - pytała Flare.
- To tajemnica. - odparłam.
- A co będziemy robić? - spytała znowu.
- To też tajemnica. - oznajmiłam z lekkim uśmiechem.
- A coś nie jest tajemnicą? - spytała ponownie mała.
- To, że idziemy na wyprawę. - odparłam i uśmiechnęłam się pod nosem, teraz już szerzej.
- Jesteśmy tajniaki. - stwierdziła Flare i kichnęła na potwierdzenie swoich słów.
- Można tak powiedzieć. - odparłam.
Maszerowaliśmy tak w ciszy przez koło minutę, gdy Flare znów przygniotła mnie lawiną pytań. Loke i Lucy, jak na dzieci byli zbyt cisi. „Po kiego diabła poświęciłam szczeniaki tej pokręconej trójce Bogów..?” Zadałam sobie w myślach pytanie.
W końcu dotarliśmy do naszego celu. Przystanęłam i pozwoliłam dzieciom się ze mną zrównać.
- To tu? To tu? To tu? - Flare skakała podekscytowana, obracając się wokół własnej osi, a jej rodzeństwo patrzyło na mnie pytająco.
- Tak, to tu. - odparłam, a mała, poświęcona Bogowi Ognia, z piskiem ruszyła przed siebie, zataczając kręgi.
- Co to za miejsce? - spytała Lucy, trącając nosem fioletowy kwiat lilii.
- Polana Czasu. - odparłam, siadając na trawie - Pobiegajcie trochę. Do zachodu słońca została nie cała godzina, a księżyc wzejdzie za około dwie… Jeszcze zostało nam trochę czasu.
- Do czego? - zaciekawił się Loke.
- Zobaczysz w swoim czasie. - odparłam - A teraz leć do siostrzyczek.
Czas płynął bardzo szybko i zanim się obejrzeliśmy, zaszło słońce. Niewiele później zza drzew wyłonił się księżyc, oświetlając polanę.
Lilie nagle rozświetliły się ciepłym blaskiem. Maluchy przerwały gonitwę za wiewiórką, rozglądając się zaciekawione.
- Łał! - stwierdziły wszystkie jednocześnie, a ja, z lekkim uśmiechem, ruszyłam w ich stronę.
- Zabawa dopiero się zacznie. - oznajmiłam i na pokaz trąciłam łapą kwiat rosnący najbliżej mnie. Wysypał się z niego złoty, świetlisty pyłek i zaczął unosić się w powietrze. Dzieci szybko przystosowały się do nowej zabawy, skacząc wśród lilii.
Już po chwili w powietrzu wirował pyłek, nad całą polaną. Zaczęły się z niego formować obrazy. Szybko zgarnęłam maluchy i trzymając je mocno wskazałam obraz biegnących wilków. Dzieci nie wydawały żadnych odgłosów, tylko wpatrywały się w obrazki z pyłku z niemym podziwem i zafascynowaniem.
- To rzadkie wydarzenie. - szepnęłam im cicho do uszek - Zawirowania czasu można zobaczyć tylko w czasie pełni księżyca i objawiają się właśnie takimi obrazkami.
- Czy widzimy przeszłość? - spytał Loke.
- Nie mogę tego stwierdzić na pewno. - odparłam.
- To może przyszłość? - podsunęła Lucy.
- Istnieje taka możliwość. - powiedziałam - ale jak mówiłam, nie mogę tego stwierdzić na pewno.
Maluchy zadały mi jeszcze kilka pytań, po czym zupełnie poświęciły uwagę fantastycznym wzorom. Ku mojemu zdziwieniu Flare wogle się nie odezwała.
Siedzieliśmy na polanie jakąś godzinę, a gdy wracaliśmy, dzieci odbyły przejażdżkę na moim grzbiecie. Do jaskini dotarliśmy około północy.

Od Macka do Watiri

Szukałem jedzenia. Nagle usłyszałem w oddali krzyk i ryk Saphiry. Nie zastanawiając się ruszyłem w kierunku tego krzyku. Zobaczyłem jak Saphira goni Watiri. Wbiegłem między nie. Saphira zahamowała.
-Tyle razy ci mówiłem, nie atakuj wilków z watahy- powiedziałem do niej
Potem ruszyłem do Wtiri
-Przepraszam za nią, ona tak ma
-...

<Watiri?>

Od Macka - Quest

Postanowiłem pomóc Bogom. Przygotowałem sobie spore zapasy wody. Pożegnałem się z Sagiri i maluchami. Ledwo zrobiłem dwa kroki przyleciała Saphira i nie chciała mnie opuścić. Zrozumiałem że chce iść ze mną. Wskoczyłem na nią i polecieliśmy w stronę pustyni. Gdy przekroczyliśmy pierwszą wydmę Saphira spadła i nie mogła już latać. Domyśliłem się że to sprawka bogów. Z piasku wyłonił się skorpion. Saphira tak się wystraszyła że nagle poleciała i uciekła
-I to ma być smok?- powiedziałem sam do siebie
Dalsza wędrówka była samotna. Było bardzo gorąco, a ja biegłem ile sił w łapach. Spotkałem węża który był większy ode mnie. Wzbiłem się w powietrze i ominąłem go żeby nie tracić energii. Noc była zimna i to wykorzystałem. Ruszyłem nie tracąc czasu. Wadą tej nocy było to że była krótka.
***
Minęły 3 dni i już mi się skończyła woda. Moce we mnie słabły. Siły mnie opuszczały. I jak na złość spotkałem wściekłego czerwonego smoka. Wgryzłem się w niego. Ale on miał za grubą skórę. Gdy uderzył ogonem o piach powstała dziura do której wpadłem. Okazało się że to ten skarbiec. Była tam rzeka i tony złota. Po zaspokojeniu pragnienia ruszyłem szukać tego berła. Łatwo znalazłem bo to berło świeciło takim światłem że czułem chwilową utratę wzroku. Wziąłem je i zacząłem biec. Postanowiłem pójść wzdłuż tej rzeki.
***
Po dwóch dniach zobaczyłem wyjście. Nie zdążyłem wyjść bo Saphira mnie przewróciła i zaczęła zachowywać się jak mały kociak. Pobiegłem głodny do Sagiri. Jak wszedłem do jaskini już tam na mnie czekała z maluchami i trzema bogami. Wszyscy wpadli w śmiech
-Mam to berło!
Wszyscy i tak śię śmiali
-O co wam chodzi?
Dałem bogom to berło, a oni wtrącili
-Idź się umyj
I zniknęli. Posłuchałem ich i poszedłem do jeziora. Byłem cały w piachu. Nawet nie widziałem swojego futra. Gdy wyszedłem z wody zobaczyłem Sagiri
-...

<Sagiri?>

Od Gabro - Nowy wojownik watahy?

Ostatnie promienie zachodzącego słońca odbijały się w Jeziorze Życia, barwiąc je na przepiękne odcienie czerwieni i złota. Delikatny wiatr wywoływał zmarszczki na powierzchni wody i poruszał delikatnie roślinnością porastającą brzeg. W okolicy nie było widać żadnych większych zwierząt, jedynie kilka małych ważek unosiło się nad wodą.
Uważny obserwator mógłby jednak zauważyć, że na delikatnej bryzie unosi ję też jakby małe tornado pyłu, jakie można czasem spotkać na pustyniach. Zupełnie nienaturalne dla raczej wilgotnego brzegu jeziora.
Po krótkiej chwili kurz zawirował mocniej i zaczął formować się w jakąs sylwetkę. Nie trwało to długo i na brzegu jeziora stanął olbrzymi basior. Jak przystało na wilka Klanu Ziemii, jego sylwetka była muskularna i niezwykle masywna jak na wilka. W jego sierści przeważały kolory ziemi - brązy, szarości i czerń.
Olbrzymia sylwetka w połączeniu z blizną biegnącą przez lewe oko zadawały się jasno komunikować, że ma się doczynienia z wojownikiem.
Gabro, bo tak brzmiało jego imię, przeciągnął się po czym podszedł do brzegu aby ugasić pragnienie. Kiedy skończył pić, zlustrował okolicę spojrzeniem swoich pomarańczowych oczu. Okolica zachęcała do spacerów, ale Gabro zdawał sobie sprawę, że to będzie musiało zaczekać. Basior nabrał powietrza w płuca i unosząc pysk ku górze zawył przejmująco, dając znak Alfom, że mają gościa na swoim terytorium. Głos Gabro, chociaż niezbyt przyjemny dla ucha, niósł się daleko. Tony jego wycia były dudniące jak lawina spadającyh kamieni.
Kiedy skończyło mu się powietrze w płucach, basior usiadł na ziemi i czekał na jakiś odzew.
Kiedy po chwili usłyszał zbliżającego się wilka Alfa, podsniósł się i pomimo iż znacznie przewyższał go swoją sylwetką pochylił głowę okazując szacunek władcy tego terenu i odezwał się :
- Jestem Gabro z Klanu Ziemii. Aura teg miejsca przyciągnęła mnie z daleka. Chciałbym tu zamieszkać i jeśli na to pozwolisz, obiecuje chronić te ziemie i podporządkować się Twoim prawom.
Głos wilka brzmiał bardzo szorstko, jakby był zachrypnięty i rzadko używany. Pomimo tego iż jego ton był bardzo poważny i oficjalny, słowa brzmiały szczerze.
Gabro nie podnosił wzroku i czekał bez ruchu na odpowiedź Alfy.

<Mack??>

Witamy!

Nowego basiora: Gabro!

http://asset-3.soup.io/asset/6634/0852_361e_500.jpeg

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Od Shina - Zadanie do Sagiri

Muszę w końcu wykonać to durne zadanie - pomyślałem kiedy wstałem. Od razu pobiegłem poszukać Macka. Trochę mi to zajęło zanim go znalazłem, ale w końcu się udało. Polował. Kiedy skoczył na jakiegoś jelenia ja również ruszyłem i upolowałem dwie łanie. Podszedłem do Macka.
-Hey Mack, chcesz jedną?
-A no tak, zadanie - Mack się rozesmiał
-To co? Masz ochotę?
-Może być
Mack pociągnął do siebie martwe ciało łani i zaczął jeść.
-A może chciałbyś jeszcze tą? - spytałem
-Nie dzięki, panie milutki - Mack znowu parsknął śmiechem
Mack wciąż jadł. Ja już zjadłem swoja porcję, wstałem i się przeciągnąłem.
-Ładny dzisiaj dzień, nieprawdaż?
Mack znowu się zaśmiał
-Tak, bardzo ładny
Nie podobało mi się to ,,bycie miłym". Będę musiał spytać Sagiri jak ona tak może... - myślałem.
-Idziemy pobiegać? - spytałem wyolbrzymionym milutkim głosem
-Jak mi dorównasz kroku to oczywiście!
Mack wystrzelił jak torpeda. Nie dałem się pokonać. Również wystartowałem. Dogoniłem Macka.
-Widzę, że trenowałeś
-No oczywiście, przyjacielu - chciałem być miły, ale jednocześnie upokorzyć Macka - To jak? dokąd chcesz iść?
-Hm... Może tak powspinamy się na Samotną Górę? - Mack mówił to z taką wyższością.... wiedział, że nie wejdę na górę, ale i tak to zaproponował
-Ok, co tylko sobie zażyczysz!
Skręciliśmy w prawo i po paru minutach byliśmy pod górą. Szybko zaczęliśmy się wspinać. Nawet nie wierzę, że potrafię być do takich rzeczy zdolny... Kiedy Mack się poślizgnął, podałem mu łapę! I tak gdzieś do godziny 17 wdrapaliśmy się na 1/3 góry.
-To co teraz robimy? - spytałem
-Wymiękasz? - znowu ta drwina w głosie
-Ależ oczywiście, że nie. Po prostu martwię się o ciebie Mack - ten tekst mi się już naprawdę udał
-Nic mi nie jest, Mamusiu. Dam radę!
Wdrapywaliśmy się dalej. To była już chyba 11 w nocy. Doszliśmy do połowy góry.
-To co? Może teraz odwiedzimy Sagiri?
-Może być, ale jutro to powtórzymy!
-Co tylko powiesz!
Zeskoczyliśmy z półki skalnej, na której właśnie staliśmy. Spadaliśmy w pionie w dół.
-Kto bliżej powierzchni przestanie spadać!
-Okey!
Spadaliśmy, spadaliśmy aż w końcu było widać ziemię. Mack chyba nie wytrzymał nacisku powietrza, bo zaczął spadać niepewnie. Nie mógł wyrównać lotu! Tuz nad samą ziemią złapałem go za łapy.
-Musisz bardziej uważać - powiedziałem
-Dobra, dobra... idziemy do Sagiri?
-Prowadź!
Potruchtaliśmy pod samą jaskinię Macka i Sagiri. Wadera już na nas czekała w wejściu.

<Sagiri?>

Księżycowa Jaskinia - Watiri

Dnia 20 stycznia Watiri wykonała questa "Księżycowa Jaskinia", za co jej bardzo dziękujemy.
W nagrodę, zgodnie z umową, otrzymuje nieznany Rzadki Przedmiot, którym jest...




Naszyjnik z Księżycem!

Życzymy miłej zabawy wszystkim i zachęcamy do wykonywania kolejnych questów.
Administracja

Od Watiri - zadanie - do Macka

- Hej Watiri. Masz może ochotę przelecieć się na moim grzbiecie po okolicy?
- Hej Ash.  Nie dzisiaj, akurat wybierałam się na małą wyprawę do lasu.
- Ooo ,brzmi super .-zawołał Ash.- Ale sądząc po twojej minie chcesz iść sama.
- Tak. Nie bądź na mnie zły.
- Dobrze, ale za to musisz ze mną jutro polatać.
- Jasne.
Zaczęłam biec w kierunku lasu. Nie mogłam się doczekać. Wspaniale było czuć wiatr w sierści. W końcu weszłam do lasu. Było tak wspaniale cicho, nie licząc oczywiście odgłosów natury. Weszłam na małą polanę. Zobaczyłam pasące się dwie małe sarenki. Pewnie odłączyły się od matki. Postanowiłam na nie zapolować. Dopadłam tylko jedną, ale to nic. Bardzo mi smakowała.  Po zjedzeniu drugiego śniadania po stanowiłam się przejść. Przechadzając się po lesie dokładnie badałam każdy strumyczek. Nagle zobaczyłam smoka.  Od razu rozpoznałam, że to Saphira. Była czymś zajęta więc postanowiłam, że podejdę bliżej.  Chciałam jej się przyjrzeć z bliska.  Zaczęłam się skradać. Nagle Saphira zobaczyła mnie i zaczęła mnie atakować. Zrobiłam szybki unik i zaczęłam biec przez las. Saphira podążyła za mną.

<Mack? Ratuj!>

Od Sagiri do Watiri



- Zostajesz i już. - powiedziałam z lekkim uśmiechem, a Watiri westchnęła.
- Skoro tak mówisz, to zostanę. - mruknęła cicho, a In’ei parsknął rozbawiony.

Od Sagiri do Shina



- Mam je! Mam je! - Shin wparował do jaskini, tak głośno, że Flare przewróciła się z wrażenia.
- Co takiego masz? - spytałam, odwracając się od właśnie rzeźbionej przeze mnie figurki z lodu. Po otrzymaniu pomocy od Binga, mogłam wytwarzać lód i formować go według własnego widzimisię.
Shin pokazał mi fiolkę wypełnioną błękitnawą cieczą.
- Łzy Driad. - mruknęłam rozpoznawszy materiał i uśmiechnęłam się - Świetnie się spisałeś. - odebrałam fiolkę i w zamian wręczyłam basiorowi nagrodę. - Miałeś jakieś problemy z lisem?
- Trochę powalczyliśmy, ale nic mi nie jest. - oznajmił Shin i zadowolony odwrócił się na pięcie - Jak będzie coś jeszcze do zrobienia, to wołaj. - dodał i wyprysnął z jaskini, niczym wiatr.
- Kto by pomyślał, że się tak zmieni… - mruknęłam, niosąc fiolkę na półkę ze składnikami mikstur.