Ostatni czas był dość burzliwy dla Gabro. Wiele się wydarzyło, a on musiał na jakiś czas opuścić ziemie watahy. Nie powinien był tego robić bez pytania samca Alfy, ale miał nadzieję, że Mack okaże pewne zrozumienie. W końcu Gabro był wojownikiem i miał strzec tych ziem, tak jak potrafi najlepiej. Wkraczając znowu na teren watahy, basior zaczął węszyć, starając się rozpoznać znajome zapachy innych członków stada. Jednocześnie zastanawiał się nad tym, co się ostatnio wydarzyło. Biała wilczyca, Vane, przyszła do niego pewnego poranka, aby oznajmić mu, że jest w nim zakochana. W pierwszej chwili strasznie go to zszokowało, ale zanim zdążył coś odpowiedzieć, dzięki swoim mocom klanu ziemi poczuł, że na teren watahy wkroczyli intruzi. Stawiając obowiązek ponad swoim życiem prywatnym, Gabro bez słowa rozpłynął się w obłok kurzu, aby szybciej stawić czoła wrogom. Jak się okazało, było ich kilku i walka była bardzo zażarta. Podczas pościgu Gabro znacznie oddalił się od ziem Szkarłatnego Księżyca i kiedy w końcu udało mu się wygrać, okazało się że został ciężko ranny. W jego krwi znalazła się także trucizna.Nie potrafiąc korzystać z takich mocy jak telepatia, nie mógł wezwać pomocy. Starając się ratować swoje życie, basior zaufał swojemu instynktowi, i korzystając z resztki swojej mocy pozwolił ziemi aby go wchłonęła, gdzie zapadł w stan długiego uśpienia, aż dopóki energia jego klanu nie była w stanie go całkowicie wyleczyć. Pozostała mu jednak blizna - podobna do tej, która przeorała mu pysk, pozostawiając ślad przechodzący prze jedno z jego pomarańczowych oczu. Ta zaczynała się na jego grzbiecie i schodziła na łopatkę. Gabro nie był pewien jak dużo czasu minęło, ale czuł wyraźnie zapachy wilków, których nie znał. Czyżby stado się powiększyło?Basior zawył przeciągle swoim nieco zachrypłym głosem, aby oznajmić swój powrót.
<ktokolwiek?? : ) >