Koszmarnie się nudziłem. Ciągle tylko leżałem w jaskini. W końcu przyszła Sagiri
-Jest nowy quest-Jaki?!-powiedziałem szczęśliwy
-Las śmierci bo potrzebuje piór białego kruka
Wyszczerzyłem się i już mnie tam nie było. Po drodze spotkałem chyba każdego wilka w watasze. Gdy byłem już na granicy lasu Przedwiecznych przyleciała Saphira. Wszedłem do lasu, a Saphira poleciała gdzieś. Ja tylko wzruszyłem ramionami i ruszyłem dalej. Wszystko mnie atakowało. Te małe potwory po prostu omijałem, ale tych większych już nie. Po prostu się nie dało. Nawet z wielkimi potworami od razu wygrywałem. Na moje nieszczęście trafiłem na obrażającą bestię.
Była trochę podobna do tych legendarnych chimer. Rzuciła się na mnie. Walka trwała pół dnia. Byłem już wykończony, a on przeciwnie. Przygwoździł mnie do ziemi i już byłem gotowy na śmierć, ale po krótkim czasie uświadomiłem sobie że mam po co i dla kogo żyć. Także przypomniało mi się że mogę manipulować ciemnością. Wypowiedziałem słowa zaklęcia i od razu zrobiło się ciemno jak w grobie. Wgryzłem się w martwe ciało tego potwora i padł. Niestety miałem ciężkie rany i połamane kości. Nie mogłem iść dalej. Wtedy zjawił się Bing, znowu spadł z nieba, ale tym razem w dobrym czasie. Ukłonił się i zniknął. Zobaczyłem że mnie uleczył, więc ruszyłem dalej. Dotarłem na granicę między lasem Przedwiecznych a lasem Śmierci. Wszędzie były porozrzucane szkielety ludzi i wilków, a także zbroje. Zbaczyłem wilczą zbroje i od razu ją założyłem. Brałem wszystko co było mi potrzebne. Na jednym z mieczy siedział kruk
Gdy mnie zobaczył zaczął się wydzierać. Skoczyłem na niego i go zabiłem. Niestety za późno bo zjawiło się całe stado tych czarnych jak noc zwierząt. Próbowały we mnie wbić te swoje dzioby, ale zbroja im na to nie pozwalała. Udało mi się je zgubić ale także siebie. Błądziłem przez martwe lasy i polany. Aż w końcu zobaczyłem biały pył, zostawiał go za sobą ten biały kruk
Był piękny ale również wielki i niebezpieczny. Ja byłem równy z nim. Jego dziób miał około 10cm i był srebny. Jego pióra świeciły jak księżyc. Aż szkoda mi było go atakować, ale on mnie uprzedził. Przebił mi zbroje swoimi szponami i połamał mi żebra. Przynajmniej tak mi się wydawało. Zaczął się wydzierać i zjawiły się czarne kruki. Zabiłem ich ze sto gdy nagle zrobiły odwót. w ostatniej chwili złapałem białego i przygniotłem go do ziemi. Teraz uświadomiłem sobie że on jest większy ode mnie. Szybko go zabiłem aby on nie zabił mnie. Nie mogłem mu wyrwać piór bo były zespojone z kośćmi. Zarzuciłem jego ciało na grzbiet i zacząłem wracać. Za mną unosiła się chmura białego pyłu i podążały te kruki. Bez przerwy mnie atakowały. Gdy byłem już w połowie drogi natknąłem się na tą chimerę która odwróciła uwagę tych czarnych bestii. Wybiegłem z lasu kierując się w stronę jaskini. Po drodze znów mijałem każdego pozostawiając go całego w tym pyle. Gdy wszedłem do jaskini Sagiri już tam na mnie czekała. Zrzuciłem tego kruka na głaz po czym się otrzepałem i zdiąłem zbroje. Pod nią miałem wielką i głęboką ranę. Wystawały z niej żebra
-Co ci się stało?-zapytała Sagiri
-Ta biała bestia wbiła mi swój wielki dziób
Sagiri rzuciła tylko dziwne spojrzenie i wzieła się za opatrywanie tej rany.
<Sagiri?>