Ruszyłam w stronę jaskini cała podekscytowana. Popołudnie było prześliczne. Słońce , które wisiało wysoko na niebie
wskazywało , że będzie świecić tak przez
cały dzień. Przeszłam przez las , w którym roiło się od wszelakiej zwierzyny.
Szybko zapolowała na młodą sarenkę. Bardzo mi się ten las spodobał i
stwierdziłam, że będę musiała częściej tu przechodzić i koniecznie pokazać go Ashowi. Potem szłam przez dolinę,
która o dziwo mi się nie spodobała, a następnie doszłam do jakiegoś stawu. Przystanęłam
na chwile, ale potem ruszyłam dalej. Po dwóch godzinach dotarłam do tego samego
jeziora. Zrobiłam kółko. Jeszcze jakieś dwa razy trafiałam do tego jeziora.
,,Dobrze , że wyszłam wcześniej” pomyślałam.
W końcu dotarłam, po 7 godzinach wędrówki. Miałam jeszcze godzinę czasu, więc postanowiła odpocząć. Położyłam się , ale nie spałam bojąc się , że prześpię
pełnie. Wkrótce ujrzałam na niebie wnoszący się księżyc. Stanęłam
przed jaskinią. Zaczęły ogarniać mnie
wątpliwości. W końcu ponagliłam siebie w
myślach i weszłam do środka.
Wewnątrz było bardzo
jasno od światła księżyca, ale również bardzo ciasno. Szłam krętym labiryntem. Szczerze zaczęłam się bać,
pierwszy raz w życiu, co mnie tu spotka.
Dostawałam gęsiej skórki. Skręciłam nagle w prawo. Zaczęła mnie nachodzić
potrzeba snu. Lecz nagle! Bum. Coś huknęło. O mały włos a bym wpadła do gorącej,
wrzącej lawy. Szybko się wycofałam.
Potem dokładnie obejrzałam tą ścieżkę. Gdy stanęłam na jednej kafelce ona
zgłębiła się, a zapadnia się otworzyła. Od razu sen mi przeszedł. ,,Musze być
czujna”. Wyszłam z alejki i skręciłam w prawo, lecz szybko uciekłam przed
ogniem , którym zionął smok. Stworzenie było uwiązane do łańcucha. Wróciłam się
i zaczęłam krążyć. Kilak razy jeszcze natknęłam się na tego smoka (chyba z
sześć razy). Niestety jego ogień mnie dopadł i poparzyłam sobie ogon i jedną z
tylnych łap. Natknęłam się jeszcze na
wiele pułapek m.in. na stado węży, które mnie pokąsały ,ale nie były, na
szczęście jadowite, i na magiczne drzewo,
było to wierzba i gdy tylko się zbliżyłam zaczęła atakować mnie swoimi gałęziami.
Długo się jeszcze kręciłam po korytarzach.
Straciłam cały entuzjazm i zaczynały nachodzić mnie obawy, gdy nagle coś
błysnęło w głębi bocznego korytarza.
Weszłam szybko w zaułek, żeby zobaczyć co to.
Podchodziłam powoli i ostrożnie ,
a gdy czym bliżej podchodziłam tym bardziej światło księżyca się
odbijało w tym czymś. W końcu zauważyłam, że to naszyjnik ze srebra. Podeszłam
jeszcze bliżej i na końcu naszyjnika zobaczyłam biały księżyc. Od razu
pomyślałam że to naszyjnik bogini Yue. Był przepiękny. ,,No tak w końcu to naszyjnik
bogini. Nie ma co się dziwić” pomyślałam.
Zabrałam naszyjnik i ruszyłam w
drogę powrotną.
Gdy tylko znalazłam się poza jaskinią , zaczęłam biec ile miałam sił w łapach, nie zważając na ból.
Byłam taka szczęśliwa, że odnalazłam ten naszyjnik. Prawdziwy naszyjnik bogini.
Po trzech
godzinach widziałam już naszą wioskę.
Jeszcze bardziej wtedy przyśpieszyłam,
a moje podekscytowanie jeszcze bardziej wzrosło. Zaczęłam krzyczeć jak opętana.
- Sagiri! Sagiri!
Alfa wyszła zdenerwowana. Kilka wilków patrzyło na mnie
groźnie za to , że pobudziłam ich , albo ich dzieci. Byłam na siebie zła za to,
że pozwoliłam się ponieść emocją i obudzić wilki, które już były pogrążone we
śnie. Jak mogłam przez swoją radość
obudzić kogokolwiek. Moje rozmyślania przerwała Sagiri.
- Dlaczego tak krzyczysz? Chcesz obudzić całą watahę?
Alfa najwidoczniej zobaczyła, że jestem zła sama na siebie.
- Przepraszam , ale mam naszyjnik i chciałam jak najszybciej
ci go wręczyć, abyś przekazała go bogini Yue. Jeszcze raz bardzo przepraszam
nie powinnam tak postępować.
- Już w porządku. Popatrz, ci co się przebudzili zasnęli już. Daj mi naszyjnik i sama idź się połóż.
Pogadamy rano.
Sagiri odeszła do swojej jaskini, a ja podążyłam do swojej.
Byłam nadal zła, ale wypowiedź alfy mnie nieco uspokoiła. Gdy się położyłam opanowało mnie potworne
zmęczenie. Szybko zasnęłam.