Strony

piątek, 3 stycznia 2014

Od Sagiri - Błogosławieństwo Yue

Pewnego dnia obudziłam Macka i zaproponowałam założenie watahy. Ku mojej uciesze, zgodził się.
Razem przemierzyliśmy lasy i góry, aż trafiliśmy na Samotną Górę. Wznosiła się ona nad wielką i przerażającą puszczą - Lasem Pradawnych.
Tereny wokoło spodobały nam się, więc je przejęliśmy. Mieszkaliśmy przez jakiś czas nad Jeziorem Życia, jednak nigdy nie wchodziliśmy na Samotną Górę. No, prawie nigdy - raz weszliśmy. Jakiś tydzień po osiedleniu się nad jeziorem.
Wspinaczka trwała ponad tydzień i obfitowała w niebezpieczne przygody, lecz gdy w końcu dotarliśmy na szczyt, powitał nas niesamowity widok: Czubek góry nagle się zapadał, tworząc coś w rodzaju krateru, zalanego lekko parującą wodą, cały krater spowijała szkarłatna poświata, zaś w centrum zagłębienia stał wspaniały pałac, koloru krwi.
Staliśmy tam tak przez długi czas, zastanawiając się kto mógłby tak wspaniale mieszkać. Nagle, jakby znikąd, pojawiły się dwa ogromne basiory: Jeden o błękitnej, przechodzącej w biel sierści, pokrytej lodem, a drugi o złotej sierści układającej się na kształt piorunów. Buchała od niego dziwna aura, jakby powietrze wokół niego było silnie naelektryzowane.
Mierzyli nas bez słowa wzrokiem, a my bez słowa wgapialiśmy się w nich ze szczękami opadającymi prawie do ziemi. Byli przerażający, ale piękni.
W końcu ten naelektryzowany się odezwał.
- Kim jesteście i czego tu szukacie? - jego głos był niezwykle niski i głęboki, brzmiał, jak pomruk piorunów.
Mack pierwszy się otrząsnął.
- Wilkami mieszkającymi pod tą górą i chcieliśmy tylko sprawdzić, widok z tej góry... - odparł, ku mojemu zaskoczeniu ze strachem.
- I sprawdziliście? - zapytał drugi wilk, pokryty lodem. Jego głos przypominał łoskot lawiny śnieżnej.
- Tak. - odpowiedział Mack i oboje się cofnęliśmy.
- I co? Podoba się wam? - spytał ponownie złoty basior.
- Jest piękny. - wyręczyłam mojego partnera w odpowiedzi, ledwo żywa ze strachu. Nigdy nie byłam tak przerażona, nie sądziłam, że istniałby wilk o takiej przerażającej i potężnej aurze. Gdy tak o tym myślałam, nagle poczułam się, jakbym była szczeniakiem karconym przez ojca. "Weź się w garść." pomyślałam. "Nie jesteś już dzieckiem. Masz własną watahę!" Zadziałało. Przestałam się kulić, strach nadal dobijał się do mnie, ale go zignorowałam i zaczęłam patrzeć w oczy to jednemu nieznanemu wilkowi, to drugiemu. Czułam też, że Mack robi dokładnie tak samo.
Nagle ciszę przerwał chichot, który szybko przemienił się w śmiech.
Cała nasza czwórka odwróciła się, by zobaczyć kolejnego dziwnego basiora, tarzającego się ze śmiechu. Miał rude umaszczenie i wyglądał jakby płonął.
- Co to znaczy, Huo? - spytał lodowy wilk.
Rudy basior parsknął, kichnął i stanął z powrotem na cztery łapy, szczerząc się szeroko.
- Po prostu pierwszy raz widzę, żebyś cofnął się pod spojrzeniem wilka, Bing. - jego głos przypominał wesoły trzask płomieni w ognisku - Ty, wszechmocny Bóg Śmierci. - ponownie wybuchł śmiechem.
Wraz z Mackiem, krążyłam zdezorientowana wzrokiem między jednym wilkiem, a drugim.
- Chodźcie wszyscy za mną. - powiedział Huo i ruszył w stronę pałacu.
- Co to ma znaczyć, bracie? - spytał cicho złoty wilk.
- Nie pytaj mnie, Shan, tylko rodziców. - odparł rudzielec.
_______________________
Weszliśmy do pałacu i Huo poprowadził nas do sali o kryształowych ścianach i podłogach. Przypominała trochę jaskinię, jednakże sufit podtrzymywały rzeźbione, posrebrzane kolumny. W centrum sali było białe posłanie, a na nim leżały obok siebie dwa wilki: Złoty i srebrny. Ten drugi przekręcił głowę i przesunął wzrok od Macka do mnie i z powrotem, kilka razy powtarzając tę czynność.
- Więc to wasza dwójka, pragnie założyć watahę u stóp Samotnej Góry? - odezwał się po dłuższej chwili złoty basior. W odróżnieniu od dwójki, którą spotkaliśmy na początku, nie biła od niego wroga aura. Owszem zdawał się nawet potężniejszy niż wcześniej spotkane wilki, ale przyjaźnie nastawiony, nawet ciekawski.
- Tak. - powiedziałam prosto z mostu, od razu czując sympatię do nieznanego basiora. Obok siebie usłyszałam parsknięcie, gdy Mack powstrzymał wybuch śmiechu - Co? - spytałam w jego kierunku.
- Nic. - odparł z lekkim uśmiechem, a moją uwagę przyciągnęła z powrotem dwójka dziwnych wilków.
- W takim razie powinniśmy się wzajemnie poznać. - powiedziała srebrna wadera - Jestem Yue, a mój mąż to Shai.
Zerknęłam na Macka, a ten skinął głową.
- Sagiri, a to Mack. - odparłam, a Yue lekko się uśmiechnęła.
- Jesteście parą? - spytała, przekrzywiając głowę.
- Tak, jesteśmy. - odpowiedział Mack.
- To wspaniale! - srebrna wadera zeskoczyła z posłania i we mgnieniu oka pojawiła się przed nami - Najlepiej jak Alfy są parą, ale powinny też być małżeństwem, może nawet mieć dzieci i zawsze się ze sobą zgadzać... - przerwała na chwilę monolog - Wiecie gdzie dokładnie jesteście? - oboje pokręciliśmy głowami - To miejsce to Szkarłatny Pałac, na szczycie Samotnej Góry, u której stóp rośnie Las Pradawnych. - wytłumaczyła Yue - Mieszkamy w nim my, - tu skinęła na męża - nazywani Nieśmiertelnymi lub Bogami. - uśmiechnęła się lekko - Chociaż raczej pasuje do nas to drugie określenie, gdyż pilnujemy, by świat się nie skończył.
- Zaraz. - przerwał jej Mack - Jesteście Bogami?
- Tak. - odparła Yue z uśmiechem.
- A my jesteśmy w tej chwili w waszym domu? - kontynuował.
- Dokładnie.
- Nie żyjemy? - spytał Mack, a Shai parsknął.
- Oczywiście, że żyjecie. - powiedział - Powinno być jednak zadane pytanie: Czy chcecie tu zostać, czy wrócić do watahy?
- Oczywiście, że chcemy wrócić. - odpowiedziałam, a Mack pokiwał głową.
- W końcu to nasza wataha. - dodał, a Yue uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- W takim razie nie będziemy was już dłużej zatrzymywać. - powiedziała i cofnęła się lekko - Jednakże wcześniej obiecajmy coś sobie.
- Co takiego? - spytaliśmy jednocześnie z Mackiem.
- Wy nigdy nie opuścicie watahy i nie pozwolicie, by się rozpadła. - zaczęła Yue, a Shai podniósł się z posłania.
- A my będziemy was czasem wspomagać, a także dopilnujemy, by nic złego się waszej watasze nie przytrafiło. - dokończył - Zgoda?
Oboje pokiwaliśmy głową.
- Oczywiście. - powiedzieliśmy jednocześnie, chociaż wtedy niekoniecznie zrozumieliśmy wagę tej obietnicy.
- Przyjmijcie więc moje błogosławieństwo. - rzekła Yue, a my skinęliśmy w odpowiedzi głowami. Chwilę później poczułam na palcu serdecznym chłód. Spojrzałam na łapę i zobaczyłam srebrną obrączkę. Na łapie Macka była taka sama - Oto mały prezent ode mnie, na przyszłość. - powiedziała Yue, a sala wypełniła się blaskiem jej i Shai.