Strony

poniedziałek, 3 marca 2014

Od Flare - walka - CD Vane

Vane odepchnęła mnie kulą światła, ale nie poczyniła znacznych szkód.
Moja kolej. Pomyślałam. Przez chwilę zastanawiałam się, czy użyć ataku, którego niedawno uczyła nas mama, ale zrezygnowałam. Był zbyt niebezpieczny - zabiłby waderę, a może i mnie.
Westchnęłam i machnęłam skrzydłami - dzięki nauce u Shina w końcu potrafiłam nad nimi panować - wystrzeliłam w powietrze, co najwyraźniej zdziwiło Vane. I dobrze. Skomentowałam w myślach. Poczułam w brzuchu ciepło, ognia, którym zamierzałam zaatakować.
Wzleciałam wysoko nad arenę, po drodze rozbijając barierę na kawałki.
Zatrzymałam się tuż nad Vane, a ona odskoczyła. Nie zwracając na nią uwagi, okręciłam się i zionęłam  prosto w niebo ogniem. Przebił się przez chmury i zniknął.
Vane spojrzała na mnie zdziwiona
- To był atak..? - spytała, a niebo zasłoniły czarne chmury.
- Nie. - odparłam - Ale to będzie. - z nieba zaczęły spadać płatki niby-śniego - złote iskry. Vane była jeszcze bardziej zdziwiona, gdy to zobaczyła.
- Co może mi zrobić śnieg? - zapytała i w tym momencie jeden z płatków dotknął jej futra. Dało się słyszeć pyknięcie i w tym miejscu na jej futro "znikąd" wylała się lawa.
Vane pisnęła i użyła swojej niesamowitej prędkości. Na próżno. Lawa nadal powoli po niej sunęła. Nie robiła jej jednak niczego, tylko pokrywała ją ognistymi kwiatami.
Każdy płatek śniegu, początkował życie kolejnego kwiata, każdy kwiat zwiększał ciężar Vane, aż w końcu musiała wylądować na ziemi. Wyglądała na zmęczoną.
Nie umiałam jeszcze wykorzystywać w pełni tego ataku, jednakże wiedziałam, że jeśli pozwolę stu kwiatom przykryć waderę, to ją zabiję. Zatrzymałam atak przy dziewięćdziesiątym kwiecie.
Vane rozbiła więżący ją słup z ognistych kwiatów. Dyszała.
Trzy. Mruknęłam do siebie.
Po moich skrzydłach przebiegły płonienie. Stanęłam cała w ogniu. Machnęłam skrzydłami i w stronę Vane pomknęły ogniste łuki. Uskoczyła przed nimi.
Dwa.
Z nieba runął ognisty deszcz.
Jeden.
Nie czekałam na skutki ostatniego ataku, wzleciałam wysoko w powietrze, dużo ponad chmury i zatrzymałam się, gdy odczułam, że kilka metrów dalej nie będę miała jak oddychać. Ustawiłam się nosem do ziemi, dookoła mnie uformowały się błękitne, ogniste, magiczne kręgi. Poczułam jak od mocy jeży mi się futro. Zebrałam całą magię i rozwarłam szczęki.
Między moimi zębami przeskoczyła iskra i zmieniła się w kulkę ognia, która szybko się powiększyła. Moja magia wzrosła drastycznie, dookoła formowały się trąby powietrzne, całe powietrze krążyło dookoła wielkiej kuli ognia.
Nagle kula się pomniejszyła do pierwotnego rozmiaru i w stronę ziemi wystrzeli promień plazmy, który rozszerzył się na całą arenę.



Zero.
Wylądowałam. Dookoła unosił się pył, ziemia pod moimi stopami była płynna, w wielu miejscach utworzyły się wielkie zagłębienia.
W końcu kurz opadł. Na przeciwko mnie, na rozstawionych łapach, dysząc ciężko stała Vane. Jej futro było czarne od kurzu i sadzy.


<Vane..?>