Vane odepchnęła mnie kulą światła, ale nie poczyniła znacznych
szkód.
Moja kolej. Pomyślałam.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy użyć ataku, którego niedawno uczyła nas
mama, ale zrezygnowałam. Był zbyt niebezpieczny - zabiłby waderę, a może i
mnie.
Westchnęłam i machnęłam skrzydłami - dzięki nauce u Shina w końcu
potrafiłam nad nimi panować - wystrzeliłam w powietrze, co najwyraźniej
zdziwiło Vane. I dobrze. Skomentowałam
w myślach. Poczułam w brzuchu ciepło, ognia, którym zamierzałam zaatakować.
Wzleciałam wysoko nad arenę, po drodze rozbijając barierę na
kawałki.
Zatrzymałam się tuż nad Vane, a ona odskoczyła. Nie zwracając na
nią uwagi, okręciłam się i zionęłam prosto w niebo ogniem. Przebił się przez
chmury i zniknął.
Vane spojrzała na mnie zdziwiona
- To był atak..? - spytała, a niebo zasłoniły czarne chmury.
- Nie. - odparłam - Ale to będzie. - z nieba zaczęły spadać płatki
niby-śniego - złote iskry. Vane była jeszcze bardziej zdziwiona, gdy to
zobaczyła.
- Co może mi zrobić śnieg? - zapytała i w tym momencie jeden z
płatków dotknął jej futra. Dało się słyszeć pyknięcie i w tym miejscu na jej
futro "znikąd" wylała się lawa.
Vane pisnęła i użyła swojej niesamowitej prędkości. Na próżno.
Lawa nadal powoli po niej sunęła. Nie robiła jej jednak niczego, tylko
pokrywała ją ognistymi kwiatami.
Każdy płatek śniegu, początkował życie kolejnego kwiata, każdy
kwiat zwiększał ciężar Vane, aż w końcu musiała wylądować na ziemi. Wyglądała
na zmęczoną.
Nie umiałam jeszcze wykorzystywać w pełni tego ataku, jednakże
wiedziałam, że jeśli pozwolę stu kwiatom przykryć waderę, to ją zabiję.
Zatrzymałam atak przy dziewięćdziesiątym kwiecie.
Vane rozbiła więżący ją słup z ognistych kwiatów. Dyszała.
Trzy. Mruknęłam do siebie.
Po moich skrzydłach przebiegły płonienie. Stanęłam cała w ogniu.
Machnęłam skrzydłami i w stronę Vane pomknęły ogniste łuki. Uskoczyła przed
nimi.
Dwa.
Z nieba runął ognisty deszcz.
Jeden.
Nie czekałam na skutki ostatniego ataku, wzleciałam wysoko w
powietrze, dużo ponad chmury i zatrzymałam się, gdy odczułam, że kilka metrów
dalej nie będę miała jak oddychać. Ustawiłam się nosem do ziemi, dookoła mnie
uformowały się błękitne, ogniste, magiczne kręgi. Poczułam jak od mocy jeży mi
się futro. Zebrałam całą magię i rozwarłam szczęki.
Między moimi zębami przeskoczyła iskra i zmieniła się w kulkę
ognia, która szybko się powiększyła. Moja magia wzrosła drastycznie, dookoła
formowały się trąby powietrzne, całe powietrze krążyło dookoła wielkiej kuli
ognia.
Nagle kula się pomniejszyła do pierwotnego rozmiaru i w stronę
ziemi wystrzeli promień plazmy, który rozszerzył się na całą arenę.
Zero.
Wylądowałam. Dookoła unosił się pył, ziemia pod moimi stopami była
płynna, w wielu miejscach utworzyły się wielkie zagłębienia.
W końcu kurz opadł. Na przeciwko mnie, na rozstawionych łapach,
dysząc ciężko stała Vane. Jej futro było czarne od kurzu i sadzy.
<Vane..?>